sobota, 8 lipca 2017

rozdział 2

Rozdział 2

Życie rodziny Dursley toczyło się swoim rytmem. Pan Dursley chodził do pracy od siódmej rano do siódmej wieczorem, potem jadł obiado-kolację w towarzystwie żony i syna, a następnie schodził do piwnicy na dwie godziny. Pani Dursley-żona pana Dursleya oraz matka jego syna, Dudleya-  natomiast nie pracowała lecz patrzała od około godziny dziewiątej do pierwszej po południu przez okno obserwując sąsiadów i -rzecz oczywista- konsultując wszystkie swoje przemyślenia, włącznie z obserwacjami ze swoją „przyjaciółką”- panią Meg, która mieszkała po drugiej stronie ulicy-  przez telefon. W ten sposób nic nie umykało jej plotkarskiej osobie. Więc, jedyne co Harremu udawało się podsłuchać, gdy był w tym samym pomieszczeniu co jego wujostwo- a zdarzało się to bardzo rzadko- , to niesamowicie brzydka plama na sukience córki jakiejś sąsiadki lub obrzydliwy kolor płotu nowego sąsiada. Dudley, jak przystało na rozwydrzoną kopię ojca, budził się rano i razem ze swoim „Kochanym tatą „ schodził do piwnicy. Potem razem szli na pełnowartościowe śniadanie, by udać się -w przypadku Dudleya- do szkoły. W prywatnej placówce wychowawczej im. Adolfa Hitlera, która zajmowała się wychowaniem dzieci w sposób rasistowski i rygorystyczny -co do rygoru, Harry nie był pewien prawdomówności tej placówki- chłopiec spędzał czas do drugiej popoudniu. W domu jadł drugi z kolei lunch, co jak twierdzi ciotka Petunia jest zdecydowanie dla niego zdrowe, ponieważ, jak powiedziała do jednej ze swoich przyjaciółek „Dzieci w wieku Dudziaczka powinny dużo jeść, by dużo rosnąć”- Potter był jednak pewny, że coś jej się pomyliło, jako, że Dydley rósł w szerz, a nie w wyż -  i wychodził pobawić się z kolegami na placu zabaw, do czasu, aż nie wróci wuj Vernon.
Biegał po łące ciesząc się zielenią, która otaczała go ze wszystkich stron. Powietrze było świeże i rześkie, delikatny wiatr wywijał jego włosy we wszystkie strony. Był wolny.  Wolny i wręcz szalenie szczęśliwy. Otumaniony zapachem kwiatów kroczył po zielonych połaciach otwartej przestrzeni. To gdzie jest i co tu robi mało go interesowało, zdecydowanie ważniejsze były ptaki fruwające mu nad głową z wesołym trelem i piękne światło rażące go po oczach. Coś się nie zgadzało, coś bardzo ważnego zdawało się mu umykać w bezpodstawnej euforii. To światło. Łąka zaczęła przez nie znikać, wszystko bladło. Drzewa zatracały swoją ostrość niechybnie znikając po paru chwilach. We wielkiej bieli nie było już nic. Nic nie śpiewało, nie pachniało i nie powodowało radości. Istniała tylko bezgraniczna pustka. Zaczynał się dusić. Biegł przed siebie marząc o choć odrobinie powietrza, jakimś bezpiecznym miejscu, najlepiej oddalonym od rażącego światła jak najdalej się tylko da. Łzy ciurkiem spływały mu po policzkach gdy upadał na kolana, nie miał już nadziei na wydostanie się z tego przeklętego miejsca. Jego powieki zaczęły opadać, a on walczył z nimi zacięcie bojąc się, że już się nie obudzi. Śmierć, jedyna rzecz jaka zawsze jest pewna, jedyna rzecz jaka cię nie ominie, a jednak mimo świadomości tego, że nadejdzie, prędzej czy później, boimy się jej bardziej, niż czegoś niepewnego, co może nadejść w każdej chwili naszego życia. Postrzegamy śmierć jako koniec naszego szczęścia, czasu z rodziną-o ile ktoś ją ma-oraz przede wszystkim jako koniec czasu danego nam przez wyimaginowaną siłę wyższą. Zawsze postrzegamy ją jako koniec, gdy często powinniśmy patrzeć na nią jak na początek, odpoczynek i spokój. Czego tak naprawdę boimy się w śmierci? Boimy się nędznej tułaczki po świecie jako duch, kary za grzechy, które dokonaliśmy za życia, zapomnienia, bycia tylko nic nie warta mrówką w całym tym wielkim mrowisku. Czy balibyśmy się jej, zakładając czysto hipotetycznie, że po śmierci jest tylko spokój i ukojenie?
Przestał walczyć ze swoimi powiekami, zbyt wykończony, konający, duszony przez przerażającą sztuczną jasność  własnego umysłu. Powietrze znowu pachniało stęchlizną i krwią, wokół ponownie było ciemno, a szczury tak jak kiedyś szarpały jego rany. Mimo fatalnej sytuacji w jakiej się znalazł odetchnął z ulgą. Mrok piwnicy pomagał mu myśleć, odprężyć się na tyle, na ile pozwalało jego poorane i wykorzystane ciało. Od zabawy Vernona skalpelem minął tydzień. Potter cały czas leżał w tym samym miejscu, niezdolny do poruszenia nawet małym palcem u dłoni. Vernon wraz ze swoim synem oto zadbał. Życie Harrego zawsze tak wyglądało, więc wydawałoby się, że nie potrafiłby się na to skarżyć. Lecz on niemal od zawsze wiedział, iż coś jest nie tak. Może i wierzył w dobroć i czystą niczym nie skażoną litość tych ludzi do 5 roku życia lecz wszystko ma swój koniec. Jego końcem było przeniesienie go z komórki pod schodami do piwnicy, a następnie gwałt. Pełna świadomość tego, że wuj jest „złym” człowiekiem przyszła dopiero rok temu, gdy w Proroku Codziennym opublikowano materiał o brutalnym pobiciu i gwałcie na starszej od niego dziewczynie z czysto-krwistej rodziny. Chodziła do Slytherinu, jednak artykuł był na tyle dokładny, iż wszystkim zrobiło się jej szkoda. Na Sali wybuchła wielka wrzawa, ale on pomimo przekrzykujących się dzieciaków wyłapał ostre niczym sztylety słowa nauczyciela eliksirów: ‘ Była z mojego domu, Albusie. To oczywiste, że będę obecny na jego rozprawie, a nawet doprowadzę do tego , że dostanie dożywocie lub pocałunek Dementora.’ Jego myśli zaczęły błądzić chaotycznie po jego głowie. Jego wuj jest człowiekiem godnym tak wielkiej kary? Czy to co działo się na Privet Drive było złe, brudne i karygodne? Harry uświadomił sobie jak bardzo został zbrukany. Od kiedy skończył cholerne pięć lat  był dla tej marnej podróbki człowieka dziwką i służącym, za tyle lat upokorzenia powinien żądać bynajmniej jego krwi upuszczonej z ciała, najlepiej w bardzo bolesny sposób. Uśmiechnął się do siebie w myślach. Prawda bywa często niczym kubeł zimnej wody podczas snu, powoduje chwilowy szok przy przebudzeniu i natychmiastowe otrzeźwienie. Och, jak bardzo wdzięczny  był gwałcicielowi tej dziewczyny. Nie był w stanie jej współczuć, nie potrafiło mu być przykro z jej powodu. Dla niego, jej trauma na całe życie, była codziennością. Reakcja na to, co ją spotkało było jego kubłem wody, bardzo arktycznej wody. Czasami Harry łapie się na tym, że tęskni za czasami w, których żył w błogiej nieświadomości, ale potem przypomina sobie swoją podatność na manipulację w tamtym czasie. Pozostaje jeszcze-chyba wrodzona, bo nie wie jak ją wytłumaczyć- niechęć do Ronalda Weasley’a. Potter swój pierwszy posiłek przy stole jadł w Wielkiej Sali, a zachowywał się lepiej od niego, swoją drogą, zachowywał się lepiej od całego stołu Gryffindora razem wziętego. Głupota tych ludzi odstraszała go skutecznie, mimo to znalazł się w ich domu. Brak taktu pewnego Ślizgona ostudził jego niechęć wystarczająco mocno, by był w stanie wytrzymać z Gryffiakami, nawet jeśli miało to trwać siedem okropnych lat. Gdy patrzy na swoje decyzje z początków jego czarodziejskiego życia, uważa, że popełnił niesamowite głupstwo. Teraz męczy się na lekcjach eliksirów z profesorem Snape’m, bardziej skupiając sie na tym, by nikt nie dosypał mu niczego do kociołka niż na tym co sie dzieje na lekcji. Także wszystko, co wie na temat warzenia pochodzi nie z lekcji, a z książek, które czyta, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja. 

rozdział 1

Rozdział 1


Trzynastoletni chłopiec kulił się pod ścianą w piwnicy, drżąc z zimna i bólu zadanego mu przez otyłego wuja z wąsem u którego był zmuszony mieszkać, a raczej dawać się więzić w każde wakacje.  Dzisiaj przelała się czara jego wytrzymałości, psychicznej, fizycznej i zużył resztki cierpliwości do ludzi, którzy go otaczają. Był głodny, zziębnięty i poraniony. Czym sobie na to zasłużył? Zawsze był grzecznym chłopcem, zawsze starał się jak mógł aby każdy był zadowolony z jego pracy, nie ważne jaka była. Jednak jedyne co dostał w zamian, to wakacje w piekielnym konsulacie oraz kary za to, że istnieje. Z każdą kolejna myślą trząsł się co raz bardziej, a jego płacz przeplatał się ze zrezygnowanym i pełnym bólu śmiechem. Płakał z beznadziejności sytuacji w której się znalazł. I to nie pierwszy raz. Co wakacje był służbą domową, dziwką i workiem treningowym. Jego życie już go zmęczyło, czuł się jakby za miast trzynastu lat miał sto trzynaście na karku. Ciągłe noszenie masek- fałszywego uśmiechu, sztucznej oraz absolutnie nie szczerej uprzejmości, radości, a przede wszystkim oddania i głupoty. Wiedział bardzo dokładnie co się z nim dzieje, co dzieje się wokół niego. Znał każdy przekręt, każdą manipulację, każdy ruch Albusa Dumbledora, starego na wpół szalonego mężczyzny ze zbyt długą brodą. Wiedział również o przepowiedni, która swoją drogą miała nigdy do niego nie miała do niego dotrzeć. To, że jest horkruksem Voldemorta wiedział tak naprawdę zaraz po tym, jak doszła do niego wiadomość o tym, ze go zabił. Wyobraźmy sobie roczne dziecko zabijające wielkiego Czarnoksiężnika, jest to zarówno w teorii jak i w praktyce niemożliwe, wiec Harry postanowił trochę powęszyć. Nie pamięta kiedy dokładnie to wszystko do niego dotarło, to, że jest horkruksem, przepowiednia, niedługo po tym również prawda o jego ustawionym z góry życiu. Ale nie przejmował się tym, nic nie jest w stanie cofnąć czasu i zapobiec akcie głupoty i desperacji w Dolinie Godryka. Nawet jeśli ktoś miałby możliwość uratowania Lily i Jamesa nie chciałby aby to zrobił. Cały ból jaki chłopiec jest zmuszony znosić, wszystkie oszczerstwa jakie dostaje za winy jego ojca lub za samo to, że żyje, to go ukształtowało, nie zrobiło z niego normalnego wesołego dziecka- a nie oszukujmy się, tym właśnie powinien być- lecz doświadczonego życiowo geniusza w dziecięcym ciele.
Tego wieczora młody Harry Potter zasnął z wycieńczenia na zimnej pokrytej jego krwią podłodze w piwnicy, a w jego głowie rodził się plan na ucieczkę z domu Dursleyów.
Obudziło go obijanie się o siebie metalowych przedmiotów oraz ciężkie, podekscytowane dyszenie. Uchylił oczy i pobieżnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Vernon stał przy wielkim metalowym blacie i czegoś szukał. Po chwili wyjął średniej wielkości metalowy przedmiot, lekko połyskujący w oślepiającym blasku jarzeniówek. Potter zamknął oczy nie chcąc wiedzieć twarzy swojego wuja, gdy ten będzie się nad nim znęcał. Usłyszał ciężkie kroki, po chwili poczuł na swojej dłoni chłodny metal- skalpel- przecinający mu skórę. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc by mężczyzna czerpał z tego większą przyjemność niż dotychczas. Po tylu latach spędzonych pod groźbami pójścia do piwnicy nauczył się idealnie udawać, że śpi. Potrafił bezszelestnie chodzić, oddychać, kłamać w oczy tak perfekcyjnie, ze czasami sam wierzył w to co mówił. Jednak z jednej ze swoich umiejętności nabytych w konsulacie piekła był szczególnie zadowolony, a mianowicie uciekania. Nie ważne z kąt musiał uciec, czy był to dom Vernona, Petunii i Dudleya-ich syna- czy jego pokój w Hogwarcie. Potrafił uciekać, potrafił zauważyć ten moment, kiedy mógł sobie na to pozwolić. Ucieknie z tond. Z piwnicy która jest jego celą więzienną, a następnie z domu, który jest tej celi murami. Jeszcze w te wakacje zniknie z tego domu i nie wróci. Ukryje się gdzieś, pewnie na Śmiertelnym Nokturnie na jakiś czas, a potem się zobaczy, bo na pewno będą go szukać. Musi poczekać tylko na odpowiedni moment. Skalpel kreślił krwawe wzory na jego dłoni, czuł jak jego krew skapuje na podłogę tworząc misterne szlaczki na jej krzywiznach i wgnieceniach. Narzędzie posuwało się co raz wyżej po jego ręce. Krwi skapywało więcej i więcej, w pewnym momencie leciała już strumieniem przy czym jego ręka przypominała krwisty kawał mięsa. Skalpel przeniósł się na jego policzek, gdzie wyciął otwór w kształcie łzy tuż pod okiem. Oczy zaczęły mu łzawić i cała ta iluzja głębokiego snu poszła w diabły. Dręczyciel chłopca widząc to zaczął się śmiać, ból dziecka sprawiał mu niesamowitą satysfakcję, był jak w amoku widząc jego płacz lub co leprze słysząc jego głośne jęki bólu, ale chłopiec już dawno przestał krzyczeć czy jęczeć, jedyne co teraz robił to ronił jedną łzę. Harry usłyszał tylko upadający w akompaniamencie psychopatycznego śmiechu wuja skalpel. Poczuł na sobie śliskie od jego krwi ręce mężczyzny. Wędrowały po jego ciele od karku po pośladki, które Vernon ugniatał z namaszczeniem. Dręczyciel chwycił go mocno za biodra i przewrócił tak aby leżał na plecach. Harry poczuł na środkowej części ud wycinane skalpelem słowa, po których gwałciciel przejechał palcami. Trzynastolatek zacisnął mocniej oczy wiedząc co się za chwilę stanie. Wuj ściągnął pasek, którym zaczął okładać swoją ofiarę nie pomijając nawet twarzy czy ranionej wcześniej ręki. Klamra paska tworzyła krwiste ozdoby na czerwonych pręgach na ciele Harrego. Potter został odwrócony z powrotem na brzuch by oprawca nie musiał patrzeć na jego oszpeconą twarz. Spodnie mężczyzny szybko opały na ziemię włącznie z bokserkami. Chłopiec poczuł na sobie miażdżący ciężar ciała swojego kata. Po ciele Harrego rozniósł się niesamowicie wielki ból. Vernon wszedł w niego na sucho, bez rozciągania zagłębiając się w chłopca raz po raz raniąc jego odbyt do krwi. Nie wie dokładnie ile to trwało. Mężczyzna doszedł w nim. Gdy zszedł z chłopca rozkoszował się przez chwilę widokiem jego spermy zmieszanej z krwią, która wypływała z jego odbytu. Wuj ubrał spodnie, a zakrwawiony pasek zostawiając na ziemi obok dziecka. Harry był wyczerpany. Nie miał siły nawet na poruszenie palcem. Vernon wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, aż posypał się tynk przy framudze. Trzynastolatek powoli tracił przytomność przez zbyt dużą utratę krwi.

wstęp

Wstęp

Harry Potter- Wybawiciel Czarodziejskiego Świata; Chłopiec, Który Przeżył, osobnik występujący w świecie mugoli i czarodziei, znaleźć go można w Little Whinging na ulicy Privet Drive 4 w domu Dursleyów. Jest jedynym takim zwierzęciem na świecie.

Co by się stało gdyby Harry Potter uwolnił się z pod władzy samego siebie? Co by się stało gdyby Harry Potter okazał się być kimś innym niż wszystkim się wydaje, gdyby nie był posłusznym dzieckiem nie mającym pojęcia o świecie? Co by się stało gdyby Harry Potter postanowił zacząć swoją własną grę w tej dziwnej wojnie?

przywitanie

Hej, cześć, czołem, dzień dobry, dobry wieczór, witam.

Znajdujesz się na blogu, który jest opowiadaniem alternatywnym Harrego Pottera.Mam nadzieję, że przymrużysz oko na drobne niedociągnięcia -nie oszukujmy się, one nie są drobne- mając na uwadze, iż jest to mój pierwszy blog -znając mnie, również nie ostatni- i jeśli spodoba Ci się to co tworzę przebrniesz przez ciągle zmieniający się wygląd blogger'a.